piątek, 22 marca 2013

Rodział 8 "Alicja i jej Kraina Czarów"

"Patrzę w lustro i już nie wiem czy to co się w nim odbija to prawdziwy obraz otaczającego mnie świata. Ucieknę, więc za góry, za lasy, choćby do lasu z jakieś baśni. Może uda mi się znaleźć Krainę Czarów, może nawet uda mi się zaprzyjaźnić z Alicją..."
        Dzisiejszego poranka przebudziły mnie intensywne promyki Słońca przebijające się przez szkło okien. Leniwie sięgnęłam do szafki nocnej po telefon, zegar wskazywał 5.15. Dość wcześnie, pomyślałam. Jednocześnie przemknęła mi myśl, że tak i tak nie uda mi się już zasnąć, zdjęłam więc z siebie powoli ciepłą kołdrę w kwiatkowy wzór, założyłam na stopy moje ulubione baleriny i podeszłam do szafy. Stałam tak przed nią chwilę zamyślona, po czym zdjęłam z wieszaka beżowy, luźny sweterek z dzianiny, biały top i krótkie, dżinsowe szorty. Zwinnie zamieniłam piżamę składającą się z szarych dresów i błękitnego T-shirtu z misiem na wcześniej wybrany strój. Zaścieliłam łóżko i po cichu zeszłam po schodach.
Zaparzyłam wodę na herbatę, w międzyczasie odbywając poranną toaletę. Chwilę później sączyłam moją ulubioną, miętową herbatę w kubku z Białym Królikiem z oryginalnej wersji Alicji w Krainie Czarów, czytając wczorajsze wydanie miejscowej gazety. Przez okno w kuchni patrzyłam na wschodzące coraz wyżej Słońce, przemknęła mi myśl o tym, że wakacje już coraz bliżej. Rozmyślając nad tym jak będą wyglądać w tym roku nagle spojrzałam na kuchenny zegar, dochodziła szósta rano. Pomyślałam więc, że sprawie domownikom małą przyjemność i pobiegnę do pobliskiej piekarni kupić ciepłe bułeczki. Zabrałam z pokoju portfel i klucze od domu, założyłam na siebie bluzę i wyszłam.
Zaciągnęłam się rześkim powietrzem letniego poranka. Na ulicy krążyło sporo ludzi, szli pośpieszenie, z torbami lub plecakami, młodsi i starsi. A ja, jakby na przekór im szłam powolnym krokiem przyglądając się z dokładnością każdemu szczegółowi otaczającego mnie świata. Wiatr unosząc moje włosy we wszystkie strony świata próbował ułożyć z nich jakiś artystyczny nieład. Mogłam związać je w warkocza, pomyślałam. Chociaż w sumie.
Do domu wróciłam po 15 minutach. Gdy weszłam do środka zauważyłam, że wszyscy już wstali. Na widok świeżych bułeczek na ich twarzy zagościły uśmiechy. Zanim się obejrzałam trzeba było się zbierać do szkoły, pobiegłam więc, do swojego pokoju po torbę. Wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem zadzwonienia do Zoey, ale ona była pierwsza.
- Cóż za synchronizacja, kumpelo. Właśnie miałam do ciebie dzwonić. - zaczęłam.
- Siemaneczko. - przywitała mnie. - Słuchaj, samochód mi zaszwankował, chyba coś z silnikiem. Takim więc sposobem jesteś skazana na pójście pieszo do szkoły, wybacz. - odparła.
- Jesteś skazana? A Ty? - zapytałam.
- Ja dojdę, tyle, że po pierwszej lekcji. Muszę zaprowadzić małego do przedszkola, bo mama musiała iść szybciej do biura.  - wytłumaczyła się.
- Możemy iść razem. - zaproponowałam.
- Nie, nie. Nie musisz. Idź na lekcje, ja sobie poradzę. Do zobaczenia, Es. - dodała pośpiesznie, po czym się rozłączyła.

- Okeej, to było nieco dziwne, pomyślałam. Nie wiele myśląc zeszłam na dół, sięgnęłam klucze, pożegnałam się z rodzicami i wyszłam do szkoły, włożyłam słuchawki do uszu i usłyszałam pierwsze nuty pierwszej piosenki na mojej playliście. Do szkoły dotarłam w niecałe 20 minut, nie zatrzymując się na szkolnym boisku na poranne pogawędki, weszłam do budynku szkoły i skierowałam się w stronę mojej szafki. Miałam właśnie ją zamykać, kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich oczach.
- Zgadnij, kto to? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazały się Magda z Olgą, z boku stała chichocząca Zoey.
- Odprowadzić małego? Zepsuty samochód? - zapytałam blondynki kiepkując z jej jakże wyszukanych wymówek.
- No co chcesz? Wiesz przecież, że marna ze mnie kłamczucha. - tłumaczyła się. Pokręciłam głową.
- Jesteście niemożliwe.- skomentowałam.
- Chciałyśmy zrobić ci niespodziankę. - wtrąciła Olga. 
- I zrobiłyście! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu wpadłyście do Bydgoszczy. - wydałam z siebie okrzyk radości.
- W końcu ile można w tym Gdańsku siedzieć, no nie?  - zażartowała Magda gestykulując rękoma.
- No tak. To ten, zrywamy się, idziecie z nami na lekcje, czy co robimy? - zapytałam całej trójki.
- Hmm, w sumie mamy dziś tylko pięć lekcji, na dodatek takich lajtowych, więc możemy zostać w szkole, a potem na miasto albo coś, co wy na to? - zaproponowała Zoey.
- Czemu nie? - odparłyśmy wszystkie prawie, że jednocześnie.
 Dzień w szkole minął mi szybko, było wesoło, to na pewno. Wizyta dziewczyn bardzo mnie ucieszyła, można powiedzieć, że znalazły się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Zastanawiałam się czy to przejaw ich telepatii, czy jednak działanie Zoey. Nie wnikałam. Po szkole zabrałyśmy się samochodem Zoey do domu, dziewczyna zatrzymała się pod moim domem, ale dziewczyny ni drgnęły.
- Co jest? - zapytałam lekko zdezorientowana ich zastygnięciem.
- Masz 15 minut, spakuj najważniejsze rzeczy. Czas podbić nadmorską stolicę Polski. - odpowiedziała Magda.
Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed chwilą, aczkolwiek już od dawna miałam ochotę zrobić coś choć trochę zwariowanego, więc dłużej się nie zastanawiając poleciałam szybko do domu spakować walizkę. Rodziców nie było w domu, więc pośpiesznie zadzwoniłam do mamy mówiąc jej o moim nagłym wyjeździe.
Podróż minęła mi szybko i przyjemnie, letni wiatr dostający się przez uchylone okno samochodu podobnie jak rano rozwiewał moje brąz włosy na wszystkie strony. Zoey zaparkowała samochód przed domem Olgi, wysiadłam powoli zaczerpując nadmorskie powietrze. Przysłoniłam dłonią oczy, które zostały na moment oślepione przez blask popołudniowego, czerwcowego słońca, czułam jego ciepło każdym receptorem na moim ciele. Nie wiem, czy było to tylko moje odczucie, ale w powietrzu dało się wyczuć niesamowitą atmosferę, którą nie umiałam dokładniej określić słowami. Czułam się na kilka dziesiątych kroku przed wpadnięciem do nory Białego Królika. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam w którą stronę postawić krok, by faktycznie się do niej dostać. Przerwałam na moment swoje rozważania, zabrałam walizkę z bagażnika i podążyłam za dziewczynami.
"Mała dziewczynka wierząca w bajki, 
 żyjąca w swoim świecie.
Zamknięta w mydlanej bańce, 

w wolnym czasie odwiedzająca 
Alicję po drugiej stronie lustra..." *
- Gdzie wy mnie prowadzicie?  - zapytałam zdezorientowana kolejny już raz dzisiejszego dnia.  Jechałyśmy po ruchliwych ulicach Gdańska, a ja byłam cały czas nieświadoma tego co mnie czeka, bo moje towarzyszki nie chciały mnie oświecić gdzie zmierzamy.
- Jesteśmy. - oznajmiła Magda z wielkim uśmiechem na twarzy, parkując koło jakiegoś budynku.
- Jesteśmy? -  niepewnie za nią powtórzyłam.
- Przyjrzyj się dokładniej. - poleciła zagadkowym tonem Zoey. Wysiadłyśmy z samochodu, a moim oczom ukazał się kolorowy szyld. "Akademia Tańca", przeczytałam.
- Czas powrócić do korzeni. - oznajmiła Olga. 
- Korzeni? - powtórzyłam, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Obchodzisz dziś dzień powtarzania, czy coś w tym guście? - kiepkowała ze mnie Magda.
- Hahahah. - udałam, że się śmieje. - Nie, tylko nie bardzo wiem co kombinujecie.
- Nic szczególnego, dowiesz się w swoim czasie. - kontynuowała zagadkowym tonem Zoey.
- Dobra, odpuśćmy już jej. - nagle usłyszałam głos Olgi.
- Słucham? - rozłożyłam ręce w geście totalnego niezrozumienia.
- Kiedyś wspominałam dziewczynom, że lubisz w wolnych chwilach potańczyć, że chciałaś się nawet zapisać do jakieś sekcji tanecznej, ale nigdy nie miałaś do tego dobrej okazji. - zaczęła Zoey.
- Właśnie. - wtrąciła Magda. - Więc, wspólnie z Olgą pomyślałyśmy, że
jeśli nas odwiedzicie zabieramy cię na zajęcia do naszej szkoły tańca.
- A co ma oznaczać powrót do korzeni? - zapytałam nadal nie do końca rozumiejąc.
- No a konkursy mini playback show w podstawówce? Z tego co wiem byłaś niezłą "choreografką" - odparła.
- No właśnie! W podstawówce. - skomentowałam nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. - Dziecięce eksperymenty taneczne, a prawdziwe trenowanie jakiegoś stylu to jednak spora różnica.
- Oj, Estella nie bądź taka! - krzyknęła Olga gestykulując rękoma. - Zobaczysz, będziesz się doskonale bawić. - zachęcała.
- No już dobra, niech wam będzie. - powiedziałam czując, że na moją twarz wkrada się promienny uśmiech.
- A więc, chodźmy! - Magda wydała z siebie okrzyk radości, po czym otworzyła przed nami drzwi do budynku szkoły.
"Eksperymentuj, 
żyj chwilą, 
zrób wszystko cokolwiek przyjdzie ci do głowy, 
wszystko, byle tylko poczuć, że  żyjesz. 
I niech nie liczy się dla ciebie, 
że przez chwilowo krążącą w twoich żyłach
 fenyloetyloamine wydaje ci się, 
że twoje serce jest bez ran. 
Pozwól sobie, 
raz na jakiś czas 
żyć w tym pięknym złudzeniu." *

* wszystkie trzy cytaty mojego autorstwa
 ________________________________________
jest i ósmy. i to nawet na czas. podoba się? :)
wydaje mi się, że ta alegoria do Alicji w Krainie Czarów całkiem mi wyszła.
mam nadzieję, że wszystko ogarnęliście.

Tak w ogóle muszę się z wami podzielić moimi przemyśleniami na temat tego opowiadania. Ogólnie rzecz biorąc, ten rozdział jest już trzecim rozdziałem, który pisze poza moim ogólnym konspektem tego opowiadania. Przez rekolekcje udało mi się już napisać do 11 rozdziału teoretycznie rzecz biorąc. A praktycznie utknęłam w nieco martwym punkcie, bo nie do końca wiem jak połączyć dotychczasowe rozdziały z kolejnym punktem konspektu. Znaczy niby jakiś tam pomysł mam, nawet olśniło mnie dziś popołudniu na inne potoczenie się losów bohaterów, ale nadal obawiam się, że będę zbyt przewidywalna. Muszę znaleźć jakąś inspirację, albo ukraść jakiś ciekawy wątek z konspektu mojego innego opowiadania.
A wy co o tym sądzicie? Dotychczasowe rozdziały, szczególnie te ostatnie tj. od szóstego do aktualnego były przewidywalne? Ale serio, wypowiedzcie na ten temat w komentarzu, bo to dla mnie cholernie ważne.
PS. jak widzicie znów zmieniłam wygląd bloga, podoba się? :)




piątek, 8 marca 2013

Rozdział 7 "Nie chcę cię stracić"



  ! zmieniłam w pewnym stopniu 6 rozdział, jest on teraz bardziej jasny, więc jeśli macie czas warto przeczytać go jeszcze raz
Do domu dojechałam w niecałe 15 minut. Dochodziła osiemnasta, a to oznaczało, że mam jeszcze chwilę czasu, bo z Zaynem umówiłam się na dziewiętnastą. Zagotowałam wodę na kawę, włączyłam laptopa i odpaliłam płytę Lany Del Rey, wybrałam kawałek pt. „Gods and Monsters”. Usłyszałam, że gotuje się woda, więc poszłam zaparzyć sobie kawę, po chwili włączyłam Internet  i zalogowałam się na Facebooku i Twitterze. Na tablicy na FB przeważały nowe albumy wakacyjnych zdjęć – z zagranicznych wycieczek czy letnich imprez, w sumie nic konkretnego, więc przełączyłam się na Twittera. Od razu zauważyłam „spam” Directioners, początkowo nie wiedziałam o co chodzi, ale po przeczytaniu paru tweetów mnie oświeciło – dzisiaj była premiera nowego singla chłopaków - „Little Things”. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Nie tracąc już więcej czasu, czym prędzej weszłam na Youtube i w pasku wyszukiwania wpisałam „One Direction – Little Things”. Kliknęłam na podgląd lirycs video. Kawałek rozpoczynał się delikatnie, było słychać tylko dźwięki gitary. Piosenkę zaczynał Zayn, poczułam ciary na plecach... Potem wchodził z tym swoim delikatnym głosem Liam. Poczułam jak po policzku spływa mi łza, a potem następna… Piękna piosenka, to było bardziej niż piękne, ale zabrało mi w tym momencie mowę, więc i tak nie mogłam wymyśleć nic bardziej sensownego. Refren należał do Zayna i Liama, po nich był Lou i ten jego słodki głosik. Po Louisie był zachrypnięty głos Harrego. Coraz lepiej. Przedostatnie solo należało do Nialla, jego: 
You'll never love yourself half as much as I love you.
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
Like I love you.

 rozłożyło mnie na łopatki, ryczałam jak małe dziecko, łzy spływały mi na klawiaturę laptopa. Sięgnęłam po chusteczki.
- I to się nazywa tekst piosenki. Napisać piosenkę wychwalającą wszystkie słabe punkty dziewczyn. - wycierając łzy przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się sama do siebie. Włączyłam kolejną piosenkę Lany i dalej przeglądałam timeline Twittera. Dostrzegłam twitlongera jakiejś dziewczyny, kliknęłam w link...  To był list, cudowny list, list ostatnich słów.
- "... ma raka" - przeczytałam i zalałam się falą płaczu. - To nie dzieje się na serio!  - krzyknęłam w myślach z przerażeniem.Ponownie nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. On umierał. Ryczałam. Znowu.
- Jezu, nie. - pomyślałam, a przed oczami stanęły mi obrazy z przed roku, gdy zginęła moja koleżanka. Nie mogłam opanować płaczu, a było już za piętnaście dziewiętnasta. 
- Wiem co czujesz, przynajmniej po części - chciałam napisać to tej dziewczynie. - To co się przeżywa, gdy stracisz kogoś bliskiego jest nie do opisania. To po prostu straszne. W takich momentach chyba nic nie jest w stanie ci pomóc, samemu trzeba znaleźć sposób na poradzenie sobie z tym. Tyle, że to nie takie proste, tym bardziej, gdy myśl o niej/nim męczy cię dniami i nocami, nie możesz zasnąć mając przed oczami jej/jego twarz. Gdy zamykasz oczy widzisz tylko jej/jego imię. Modlisz się, czasem pomaga. Daje chwilę wyciszenia ciała i umysłu. Jednak nie wszystkie noce są takie spokojne, zdarzają się też te nieprzespane, gdzie nieprzerwanie wylewasz z siebie w poduszkę łzy i rozpacz. Łzy to naturalny odruch. Powinny obmywać z ciebie cały ból, żal, smutek, ale czasem ze łzami z naszego ciała wydobywają się tylko substancje chemiczne, ich materialna cześć, a emocje nadal tkwią w sercu z głęboko zapuszczonymi korzeniami, których wyrwanie zajmie jeszcze sporo czasu. Nie raz chcesz się powstrzymać od płaczu, myśląc, że przecież on/ona nie chciałaby/chciałby byś tak spędzał swoje najbliższe dni. Ale to jest silniejsze... Z rozmyślań i wspomnień wyrwał mnie dzwonek telefonu, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcia Zayna. Poczułam mocne ukłucie w sercu, wzięłam głęboki oddech i kliknęłam 'odbierz'.
- Cześć Zayn, coś się stało? - odezwałam się zamyślonym głosem.
- No hej Estella, jest dziesięć po, a ciebie nie ma na Skype, nie wiedziałem co się stało, więc zadzwoniłem. - odparł.- Wszystko ok? Masz taki smutny głos. - dodał po chwili.
- Szlag. Czemu on zawsze musi wszystko wyczuć? - pomyślałam.
- Tak, jasne. - skłamałam. A może nie? Przecież nic mi nie było... Prawda? - głupio pytałam się sama siebie.
- Jest dobrze, po prostu wzruszyłam się... waszą piosenką.  Mimo, że go nie widziałam poczułam, że się delikatnie uśmiecha.
- Doprawdy? Oh, to miło. Przełączamy się na Skype?
- Tak, oczywiście. - rozłączyłam się.
- Co z tobą Johnson? Nie umiesz uzewnętrzniać się z uczuciami, czy jak? Czyżbyś nie rozumiała sama siebie? 
- Nie, to nie to. Po prostu nie chcę go obarczać swoimi problemami.
- Obarczać swoimi problemami? - powtórzył mój wewnętrzny głos. - W końcu to twój przyjaciel. A ty zachowujesz się jakbyś nie miała do niego zaufania albo nie potrafiła wydusić z siebie tego co czujesz.
- A może nie potrafię? - odparłam z wyrzutem. Głos nie odpowiedział.
Bo czasem już brakuje sił, by rano otworzyć oczy, znowu wstać i być, ciągnąć życie za włosy. Potykać się o czyjeś buty i własne słowa. Uwierzyć, że… a potem tego żałować. *1
Wstałam z krzesła, pomknęłam szybkim krokiem na dół do łazienki, żeby poprawić makijaż. Rozmazany tusz wokół linii oczu i podkrążone oczy nie były najlepszym widokiem. Idąc do góry zabrałam z kuchni sok pomarańczowy i wróciłam do siebie do pokoju.
Zalogowałam się na Skype. Nie upłynęła nawet minuta jak na pulpicie wyskoczyło okienko z prośbą o połączenie. Odebrałam. Tak jak się spodziewałam miał wesołą minę. Moja twarz starała się zawtórować za nim delikatny uśmiech.
- Cześć. - odezwał się pierwszy. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, łzy były pierwsze.
Cier­pię na aryt­mię uczu­cia. Mam stwar­dnienie roz­siane emoc­ji. I nieuleczalną wiarę, że kiedyś mi to minie.*2
-Estella, co się dzieje? - zapytał zatroskanym głosem. - Wiedziałem! - powiedział nie biorąc oddechu. - Wiedziałem, że coś jest na rzeczy, gdy odebrałaś takim głosem. - powtórzył nieco spokojniej. Cisza wypełniła w pełni cztery ściany mojego pokoju. Milczałam, bo mój mózg nie potrafił wymyślić nic sensownego co bym mogła mu odpowiedzieć. 
-Essie? - znowu nic. Próbowałam wykrztusić coś z siebie.
Po chwili namysłu odparł: Cisza przy­jacielu, roz­dziela bar­dziej niż przes­trzeń. Cisza przy­jacielu nie przy­nosi słów, cisza za­bija na­wet myśli. *3 Po wypowiedzeniu tych słów i on zamilkł. 
Nie mogłam. Wiedziałam jakim jest wspaniałym człowiekiem, a przede wszystkim przyjacielem. Dobijająca myśl krążąca w moim umyśle, że mogłabym go stracić rozrywała mnie od środka. Rozryczałam się na dobre.
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie? Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale, abym przed tobą szedł wylewać żale.*4
- Przepraszam. Przepraszam cię Zayn. Zrobił minę jakby nie zrozumiał tego co do niego powiedziałam. - Nie chcę cię stracić. - wypowiedziałam na głos moje myśli jednocześnie próbując opanować rzekę łez. Na marne.
- Estella, shh... Spokojnie, jestem tu. - jego głos przybrał jedwabistą barwę. - Uspokój się, wszystko będzie dobrze. O nic się nie martw, cokolwiek się stanie będę przy tobie. Zawsze i wszędzie będziesz mogła liczyć na moją pomoc. Obiecuję. Tylko nie płacz już. Proszę. Mówił to z taką troską i przejęciem, serce przepełniało mi się wzruszeniem.
Po chwili płacz prawie ustał, po policzkach spływały mi jedynie pojedyncze łzy. 
- Lepiej? Powiesz mi wreszcie co się stało? Ell, czemu płakałaś? - pytał zdezorientowany.
- Przepraszam... - powtórzyłam setny raz to samo słowo.
- Już ci mówiłem, nie masz za co.
- Owszem, mam. Najpierw duszę w sobie wszystkie emocje przed tobą, tłumacząc sobie to  głupią wymówką, że nie chcę cię martwić, bo masz swoje sprawy, potem wybucham ci falą płaczu, a ty nie wiesz co się dzieje. Wybacz... Chyba nie umiem sobie radzić z własnymi emocjami... - odparłam przecierając oczy.
Było mi głupio.  Było mi tak wstyd. Chwilę przemyślał co powiedziałam i odparł:
Każdy czasem nie radzi sobie ze swoimi emocjami, to zupełnie normalne, naprawdę.
-A co jeśli zdarza ci się to niemal każdego dnia? - zadałam mu pytanie retoryczne, zaczerpnęłam powoli powietrza, a następnie zacytowałam tekst Sylvie Plath, według mnie idealnie wpasowujący się w moją osobę: Zgrzytasz zębami, nienawidząc się za nadwrażliwość i zastanawiając, jak ludzie potrafią znosić miażdżenie swej indywidualności przez tyranizującą maszynę - maszynę przemysłu, państwa czy organizacji - całe swoje życie. 
Spojrzał na mnie nie do końca rozumiejąc czemu to tak przeżywam.
-Za­nim potępisz człowieka za je­go in­ność, zde­finiuj wpierw czym jest nor­malność i po­każ jak sam zgod­nie z nią żyjesz.  *5  Jednak zrozumiał sens, przynajmniej po części. Tak czułam się inna. Inna, nie wyjątkowa, i było mi z tym źle.
- Bądź sil­na tak jak ja myślę, że jes­teś. Jes­teś sil­na swoją innością. *6 - poradził. Jego nietypowa rada od razu wywołała u mnie nieśmiały uśmiech.
             - Patrzcie, nareszcie się uśmiechnęła! - zażartował. - Zapiszcie to w jakiejś kronice, nastąpił historyczny moment. Wytknęłam mu język.
- Wariat. - powiedziałam na głos.
- Wszys­cy chwi­lami jes­teśmy wariatami. - skomentował.
Pokręciłam głową śmiejąc się z niego.
- To może teraz mi powiesz, co tobą tak wstrząsnęło, że musiałaś tyle łez z siebie wylać? - powiedział nieco ciszej.
- Między innymi to. - powiedziałam, w tym samym czasie wysyłając mu link do twitlongera tej dziewczyny. - Jest po polsku, będę ci tłumaczyć. - chłopak na potwierdzenie kiwnął głową. Tłumaczyłam mu twitlongera, przeszły mnie kilkakrotnie ciarki po plecach, wszystkie wspomnienia ponownie powróciły, tak samo uczucie żalu i współczucia. Parę łez spłynęło na klawiaturę, ale nie rozpłakałam się.
Gdy skończyłam tłumaczyć, powoli spojrzałam się na Zayna. Miał zaszklone oczy, zauważyłam jak wyciera łzę z policzka. Nie krył wzruszenia, podobało mi się to w nim. Przez chwilę milczeliśmy.
- Boże... - wreszcie się odezwał.
- Wiem. -  wykrztusiłam z siebie po chwili. Wiedziałam co ma na myśli, więc tylko przytaknęłam.
- Nie życzę tego najgorszemu wrogowi.
- Ja także.
- Essie...? - głos mu się załamał na moment.
- Tak?
- Przeżyłaś coś takiego? - zapytał nieśmiale cichym głosem. W jego oczach tliło się tyle emocji... Nie umiałam tego opisać. Moje dłonie były tak zimne, łza spłynęła mi po policzku. Szybko chwyciłam chusteczkę i otarłam oczy.
- Nie do końca, ale jednak... - oparłam wreszcie. Nie pośpieszał mnie, ponownie pozwolił przez moment wsłuchiwać się w ciszę. - Rok temu zginęła moja bliska koleżanka... - zamknęłam oczy nie pozwalając, by łzy znów znalazły się na moich policzkach.
- Współczuję. - jego usta wypowiedziały jedno słowo, ale oczy przekazywały ich tysiące. Widziałam jak było mu mnie żal.
- Dziękuję.
- Za co? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Za to, że jesteś. - odparłam ściszonym głosem, pozwalając, by moje kąciki ust wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu.

! jeśli dotarłeś do tego miejsca proszę kliknij u dołu 'przeczytane'.
to dla mnie ważne, bo jest to dla mnie znak, że ktoś czyta moje opowiadanie. 
z góry dzięki. 
 *1 cytat ze strony http://www.cytaty.info/
*2 cytat ze strony http://www.cytaty.info/
*3 cytat autorstwa Haliny Poświatowskiej 
*4 A.Mickiewicz frag. wiersza "Niepewność"
*5 cytat ze strony http://www.cytaty.info/
*6 cytat ze strony http://www.cytaty.info/
___________________________________
nareszcie dodany 7 rozdział w całości.
zaczynałam już wątpić w to, że kiedykolwiek to nastąpi,
 ale w końcu się zmobilizowałam.
jak widzicie zmieniłam zarówno adres bloga 
(żeby nie było wątpliwości, 
kiedyś gottabeyou-opowiadanieo1d.blogspot.com), jak i wygląd.
mam nadzieję, że się wam podoba. hm?
co do rozdziału, to cóż, wydaje mi się, 
że jest całkiem dobry. wiadomo, nie jakiś genialny, ale taki całkiem, całkiem.
dajcie mi czas, poprawie się. wiedzcie, że naprawdę się staram.
mam tyle pomysłów, a tak mało czasu na pisanie, to nie fair.
ale od poniedziałku zaczynam rekolekcje, 
więc jest prawdopodobieństwo, że 8 rozdział dodam do środy. 
czekam na wasze opinie w komentarzach. :) x
ps. jak widzicie zmieniłam imię głównej bohaterki z Eleonora na Estella.
mam nadzieję, że to nie czyni wam żadnej szkody.
jakby co obwiniajcie Dickensa za to, że napisał 'wielkie nadzieje' i to,
 że tak bardzo  polubiłam tą książkę, 
że specjalnie muszę zmieniać imię bohaterki na imię z tej oto książki.