Dzisiejszego poranka przebudziły mnie intensywne promyki Słońca przebijające
się przez szkło okien. Leniwie sięgnęłam do szafki nocnej po telefon, zegar
wskazywał 5.15. Dość wcześnie, pomyślałam. Jednocześnie przemknęła mi myśl, że
tak i tak nie uda mi się już zasnąć, zdjęłam więc z siebie powoli ciepłą kołdrę
w kwiatkowy wzór, założyłam na stopy moje ulubione baleriny i podeszłam do
szafy. Stałam tak przed nią chwilę zamyślona, po czym zdjęłam z wieszaka
beżowy, luźny sweterek z dzianiny, biały top i krótkie, dżinsowe szorty.
Zwinnie zamieniłam piżamę składającą się z szarych dresów i błękitnego T-shirtu
z misiem na wcześniej wybrany strój. Zaścieliłam łóżko i po cichu zeszłam po
schodach.
Zaparzyłam wodę na herbatę, w
międzyczasie odbywając poranną toaletę. Chwilę później sączyłam moją ulubioną,
miętową herbatę w kubku z Białym Królikiem z oryginalnej wersji Alicji w
Krainie Czarów, czytając wczorajsze wydanie miejscowej gazety. Przez okno w
kuchni patrzyłam na wschodzące coraz wyżej Słońce, przemknęła mi myśl o tym, że
wakacje już coraz bliżej. Rozmyślając nad tym jak będą wyglądać w tym roku
nagle spojrzałam na kuchenny zegar, dochodziła szósta rano. Pomyślałam więc, że
sprawie domownikom małą przyjemność i pobiegnę do pobliskiej piekarni kupić ciepłe
bułeczki. Zabrałam z pokoju portfel i klucze od domu, założyłam na siebie bluzę
i wyszłam.
Zaciągnęłam się rześkim
powietrzem letniego poranka. Na ulicy krążyło sporo ludzi, szli pośpieszenie, z
torbami lub plecakami, młodsi i starsi. A ja, jakby na przekór im szłam
powolnym krokiem przyglądając się z dokładnością każdemu szczegółowi
otaczającego mnie świata. Wiatr unosząc moje włosy we wszystkie strony świata
próbował ułożyć z nich jakiś artystyczny nieład. Mogłam związać je w warkocza,
pomyślałam. Chociaż w sumie.
Do domu wróciłam po 15
minutach. Gdy weszłam do środka zauważyłam, że wszyscy już wstali. Na widok
świeżych bułeczek na ich twarzy zagościły uśmiechy. Zanim się obejrzałam
trzeba było się zbierać do szkoły, pobiegłam więc, do swojego pokoju po torbę.
Wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem zadzwonienia do Zoey, ale ona była
pierwsza.
- Cóż za synchronizacja,
kumpelo. Właśnie miałam do ciebie dzwonić. - zaczęłam.
- Siemaneczko. - przywitała
mnie. - Słuchaj, samochód mi zaszwankował, chyba coś z silnikiem. Takim więc
sposobem jesteś skazana na pójście pieszo do szkoły, wybacz. - odparła.
- Jesteś skazana? A Ty? -
zapytałam.
- Ja dojdę, tyle, że po
pierwszej lekcji. Muszę zaprowadzić małego do przedszkola, bo mama musiała iść
szybciej do biura. - wytłumaczyła się.
- Możemy iść razem. -
zaproponowałam.
- Nie, nie. Nie musisz. Idź na
lekcje, ja sobie poradzę. Do zobaczenia, Es. - dodała pośpiesznie, po czym się
rozłączyła.
- Okeej, to było nieco dziwne,
pomyślałam. Nie wiele myśląc zeszłam na dół, sięgnęłam klucze, pożegnałam się z
rodzicami i wyszłam do szkoły, włożyłam słuchawki do uszu i usłyszałam pierwsze
nuty pierwszej piosenki na mojej playliście. Do szkoły dotarłam w niecałe 20
minut, nie zatrzymując się na szkolnym boisku na poranne pogawędki, weszłam do
budynku szkoły i skierowałam się w stronę mojej szafki. Miałam właśnie ją
zamykać, kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich oczach.
- Zgadnij, kto to? -
usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazały się Magda z Olgą,
z boku stała chichocząca Zoey.
- Odprowadzić małego? Zepsuty
samochód? - zapytałam blondynki kiepkując z jej jakże wyszukanych wymówek.
- No co chcesz? Wiesz
przecież, że marna ze mnie kłamczucha. - tłumaczyła się. Pokręciłam głową.
- Jesteście niemożliwe.-
skomentowałam.
- Chciałyśmy zrobić ci
niespodziankę. - wtrąciła Olga.
- I zrobiłyście! Nawet nie
wiecie jak się cieszę, że w końcu wpadłyście do Bydgoszczy. - wydałam z siebie
okrzyk radości.
- W końcu ile można w tym
Gdańsku siedzieć, no nie? - zażartowała Magda gestykulując rękoma.
- No tak. To ten, zrywamy się,
idziecie z nami na lekcje, czy co robimy? - zapytałam całej trójki.
- Hmm, w sumie mamy dziś tylko
pięć lekcji, na dodatek takich lajtowych, więc możemy zostać w szkole, a potem
na miasto albo coś, co wy na to? - zaproponowała Zoey.
- Czemu nie? - odparłyśmy
wszystkie prawie, że jednocześnie.
Dzień w szkole minął mi szybko, było
wesoło, to na pewno. Wizyta dziewczyn bardzo mnie ucieszyła, można powiedzieć,
że znalazły się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Zastanawiałam się
czy to przejaw ich telepatii, czy jednak działanie Zoey. Nie wnikałam. Po
szkole zabrałyśmy się samochodem Zoey do domu, dziewczyna zatrzymała się pod
moim domem, ale dziewczyny ni drgnęły.
- Co jest? - zapytałam lekko
zdezorientowana ich zastygnięciem.
- Masz 15 minut, spakuj
najważniejsze rzeczy. Czas podbić nadmorską stolicę Polski. - odpowiedziała
Magda.
Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed
chwilą, aczkolwiek już od dawna miałam ochotę zrobić coś choć trochę
zwariowanego, więc dłużej się nie zastanawiając poleciałam szybko do domu
spakować walizkę. Rodziców nie było w domu, więc pośpiesznie zadzwoniłam do
mamy mówiąc jej o moim nagłym wyjeździe.
Podróż minęła mi szybko i przyjemnie, letni wiatr
dostający się przez uchylone okno samochodu podobnie jak rano rozwiewał moje
brąz włosy na wszystkie strony. Zoey zaparkowała samochód przed domem Olgi,
wysiadłam powoli zaczerpując nadmorskie powietrze. Przysłoniłam dłonią oczy,
które zostały na moment oślepione przez blask popołudniowego, czerwcowego
słońca, czułam jego ciepło każdym receptorem na moim ciele. Nie wiem, czy było
to tylko moje odczucie, ale w powietrzu dało się wyczuć niesamowitą atmosferę,
którą nie umiałam dokładniej określić słowami. Czułam się na kilka dziesiątych
kroku przed wpadnięciem do nory Białego Królika. Problem polegał na tym, że nie
wiedziałam w którą stronę postawić krok, by faktycznie się do niej dostać.
Przerwałam na moment swoje rozważania, zabrałam walizkę z bagażnika i podążyłam
za dziewczynami.
"Mała dziewczynka wierząca w
bajki,
żyjąca w swoim świecie.Zamknięta w mydlanej bańce,
w wolnym czasie odwiedzająca
Alicję po drugiej stronie lustra..." *
- Gdzie wy mnie
prowadzicie? - zapytałam zdezorientowana kolejny już raz dzisiejszego
dnia. Jechałyśmy po
ruchliwych ulicach Gdańska, a ja byłam cały czas nieświadoma tego co mnie
czeka, bo moje towarzyszki nie chciały mnie oświecić gdzie zmierzamy.
- Jesteśmy. - oznajmiła Magda
z wielkim uśmiechem na twarzy, parkując koło jakiegoś budynku.
- Jesteśmy? - niepewnie
za nią powtórzyłam.
- Przyjrzyj się dokładniej. -
poleciła zagadkowym tonem Zoey. Wysiadłyśmy z samochodu, a moim oczom ukazał
się kolorowy szyld. "Akademia Tańca", przeczytałam.
- Czas powrócić do korzeni. -
oznajmiła Olga.
- Korzeni? - powtórzyłam, nie
wiedząc o co jej chodzi.
- Obchodzisz dziś dzień powtarzania,
czy coś w tym guście? - kiepkowała ze mnie Magda.
- Hahahah. - udałam, że się
śmieje. - Nie, tylko nie bardzo wiem co kombinujecie.
- Nic szczególnego, dowiesz
się w swoim czasie. - kontynuowała zagadkowym tonem Zoey.
- Dobra, odpuśćmy już jej. -
nagle usłyszałam głos Olgi.
- Słucham? - rozłożyłam ręce w
geście totalnego niezrozumienia.
- Kiedyś wspominałam
dziewczynom, że lubisz w wolnych chwilach potańczyć, że chciałaś się nawet
zapisać do jakieś sekcji tanecznej, ale nigdy nie miałaś do tego dobrej okazji.
- zaczęła Zoey.
- Właśnie. - wtrąciła Magda. -
Więc, wspólnie z Olgą pomyślałyśmy, że
jeśli nas odwiedzicie zabieramy cię na zajęcia do naszej szkoły tańca.
jeśli nas odwiedzicie zabieramy cię na zajęcia do naszej szkoły tańca.
- A co ma oznaczać powrót do
korzeni? - zapytałam nadal nie do końca rozumiejąc.
- No a konkursy mini playback
show w podstawówce? Z tego co wiem byłaś niezłą "choreografką" -
odparła.
- No właśnie! W podstawówce. -
skomentowałam nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. - Dziecięce
eksperymenty taneczne, a prawdziwe trenowanie jakiegoś stylu to jednak spora
różnica.
- Oj, Estella nie bądź taka! -
krzyknęła Olga gestykulując rękoma. - Zobaczysz, będziesz się doskonale bawić.
- zachęcała.
- No już dobra, niech wam
będzie. - powiedziałam czując, że na moją twarz wkrada się promienny uśmiech.
- A więc, chodźmy! - Magda
wydała z siebie okrzyk radości, po czym otworzyła przed nami drzwi do budynku
szkoły.
"Eksperymentuj,
żyj chwilą,
zrób wszystko cokolwiek przyjdzie ci do
głowy,
wszystko, byle tylko poczuć, że
żyjesz.
I niech nie liczy się dla ciebie,
że przez chwilowo krążącą w twoich żyłach
fenyloetyloamine wydaje ci się,
że twoje serce jest bez ran.
Pozwól sobie,
raz na jakiś czas
żyć w tym pięknym złudzeniu." *
* wszystkie trzy cytaty mojego autorstwa
________________________________________
jest i ósmy. i to nawet na czas.
podoba się? :)
wydaje mi się, że ta alegoria do Alicji w
Krainie Czarów całkiem mi wyszła.
mam nadzieję, że wszystko ogarnęliście.
Tak w ogóle muszę się z wami podzielić moimi przemyśleniami na temat tego opowiadania. Ogólnie rzecz biorąc, ten rozdział jest już trzecim rozdziałem, który pisze poza moim ogólnym konspektem tego opowiadania. Przez rekolekcje udało mi się już napisać do 11 rozdziału teoretycznie rzecz biorąc. A praktycznie utknęłam w nieco martwym punkcie, bo nie do końca wiem jak połączyć dotychczasowe rozdziały z kolejnym punktem konspektu. Znaczy niby jakiś tam pomysł mam, nawet olśniło mnie dziś popołudniu na inne potoczenie się losów bohaterów, ale nadal obawiam się, że będę zbyt przewidywalna. Muszę znaleźć jakąś inspirację, albo ukraść jakiś ciekawy wątek z konspektu mojego innego opowiadania.
A wy co o tym sądzicie? Dotychczasowe
rozdziały, szczególnie te ostatnie tj. od szóstego do aktualnego były
przewidywalne? Ale serio, wypowiedzcie na ten temat w komentarzu, bo to dla
mnie cholernie ważne.
PS. jak widzicie znów zmieniłam wygląd bloga,
podoba się? :)